Po sali
roznosiło się równomierne pikanie kardiomonitora, które nie ustawało już od czterech
miesięcy.
Od czterech
miesięcy wciąż wybijało ten sam, równomierny rytm, który mówił o tym, że
organizm osoby do niego podłączonej wciąż funkcjonuje.
Jednak
owa osoba nie daje żadnego znaku życia.
I tylko
to ciche, równomierne pikanie dawało nadzieję, że wszystko wciąż może być takie
samo jak przed wypadkiem.
Mimo, że
brunetka nie poruszała się chociażby na milimetr, nie licząc jej klatki
piersiowej, unoszącej i opuszczającej się podczas każdego oddechu.
I tak z
minuty na minutę, z godziny na godzinę, z dnia na dzień.
Bez
ustanku.
~*~
Mitsukuni,
29 sierpnia 2010r,
godz. 4:24, szpital
Owa sala
w szpitalu nie wyróżniała się niczym innym od reszty. Zwłaszcza biel w niej
panująca, która aż raziła w oczy. Była ona obecna na łóżku, szafkach,
wszystkich urządzeniach, do których była podłączona dwudziestoczterolatka… Stół
w kącie pod oknem, krzesła przy nim i przy łóżku, zegar nad drzwiami… Żadna z
tych rzeczy nie miała swojego koloru. Nawet stojak, gdzie z zawieszonej na nim
butelki, powoli spływała kroplówka prosto do krwi Emi, która miała rozprowadzić
ją po całym nieruchomym ciele, aby dać jej choć trochę energii. Mimo, że
nieustannie ktoś przy niej przebywał, to panował tu spokój, który czasem stawał
się nie do zniesienia.
Westchnąłem
cicho, upijając kolejny łyk ohydnej kawy z automatu. Gdyby to chociaż zawierało
w sobie minimalną ilość kofeiny i nie smakowało jak brudna woda... Ale zawsze
to było lepsze niż nic.
Zwłaszcza,
że byłem zmęczony.
Niechętnie
wyjąłem telefon z kieszeni i wcisnąłem guzik, aby po chwili mógł mnie oślepić
zbyt jasny wyświetlacz. Przymrużyłem powieki i po chwili odczytałem cyferki,
które głosiły, że wybiła już 4:26. Ale nie było mowy bym zasnął. Zablokowałem
klawiaturę i odłożyłem telefon obok. Od dłuższego czasu spokojny sen był tym,
czego najbardziej mi brakowało.
Lecz jakbyście
się czuli, gdybyście w każdej chwili mogli stracić połowę swojego życia? I to
nie jest przenośnia. Ja mówię dosłownie. W końcu owa dziewczyna, spoczywające
pośród białej pościeli, jest moją siostrą. Może to głupie, ale jednak prawdą
jest, że bliźniaków łączy coś więcej.
Zawsze
czułem, kiedy z Mei działo się coś nie tak. To po prostu były impulsy, czy coś
w tym stylu. Ale jednak dawały sporo do myślenia. Zacisnąłem powieki i za
jednym łykiem wypiłem całą zawartość papierowego naczynia.
Nie mogę
jej tak po prostu stracić. Choć wiem, że to wszystko nie ma sensu. W końcu za
pięć dni miną już cztery miesiące od tamtego wypadku. Lekarze też już nie mają
chęci ani nadziei, że kiedykolwiek wybudzi się ze śpiączki.
Ale ja to
wiem. Czuję, że to nie jest koniec. Że ona jest tylko uśpiona, ale nie
całkowicie pozbawiona życia. Gdyby tak było, odczułbym to. W końcu gdy dostała
pierwszy okres miałem mdłości. Gdy złamała rękę, poczułem dziwny prąd
przechodzący przez ramię. I co najważniejsze: w dniu jej wypadku zemdlałem i od
tamtego czasu dziwnie się czuję. Ta… Z pewnością powiecie mi, że przesadzam,
albo za bardzo histeryzuję, ale to jest prawda.
Zgniotłem
kubek w prawej dłoni, a lewą zacisnąłem na mojej koszulce w okolicy serca.
Od
tamtego czasu czuję, jakby pewna część mnie była strasznie nieobecna. Ciągle
chodzę rozkojarzony, nie mogę skupić się na jednej, konkretnej rzeczy…
Inni z
pewnością powiedzieliby, że to zwykły zbieg okoliczności i wyobrażam sobie za
dużo. Ale ja wiem, że to nasza wyjątkowa więź, która zaczęła się już w dniu
naszego poczęcia.
Hah…
Gdybym mówił to wszystko na głos… Musiałbym brzmieć naprawdę żałośnie. Jak z
łzawej historyjki dla kobiet, jednej z tych, na które nie raz udało się Riri
mnie wyciągnąć.
Przeczesałem
dłonią włosy i spojrzałem na wolno unoszącą się i opadającą klatkę piersiową
mojej siostry. To nie mógł być koniec. Ona na pewno nie tak chciałaby to
wszystko zakończyć. Przecież miała tyle planów i marzeń…
Tak. Ta
brunetka nie mogła usiedzieć w miejscu. Od zawsze była bardzo żywiołowa i
towarzyska, kiedy ja, zwłaszcza w podstawówce, byłem bardziej cichy i spokojny.
Byliśmy wtedy jak woda i ogień. Ona – silna, lubiąca przebywać w centrum uwagi,
a ja słaby, starający się trzymać na uboczu. Ale ona nie mogła pozwolić, bym
marnował swoje życie. Zawsze ciągnęła mnie do ludzi i ich towarzystwa. Nie
chciała, aby ktoś przy niej był samotny.
Nigdy nie
pozwoliłaby komuś odejść. A na pewno nie bez słowa.
Tak więc
teraz ja nie mogę na to pozwolić.
W końcu
jest tylu ludzi, którym na niej zależy. Ja, Kei, Feliks, Ritsuko… Chłopacy z zespołu,
jej kumpele z uczelni… Wszyscy liczyli na to, że nie podda się na tym etapie.
Wiedziałem, że w głębi duszy wiele osób szykowało się na najgorsze. Ale nie ja.
Ja wiem, że tak nie będzie. Nie pozwolę na to.
Staring at the ceiling in the dark
Same old empty feeling in your heart
Same old empty feeling in your heart
Kiedy
przyszła, Hei już spał oparty o parapet z głową odchyloną do tyłu. I wcale nie
dziwiła się, że był przykryty kocem. Często zastawała ten widok, kiedy to jej
chłopak postanawiał zarwać nockę przy siostrze. W końcu po tylu tygodniach
pielęgniarki, jak i lekarze, przyzwyczaili się do tego i dali sobie spokój z
bezskutecznym wyganianiem do domu towarzyszów młodej Namidessi. Każdy chyba
znał już tą czwórkę z imienia.
Szatynka,
nie czekając dłużej, weszła do pokoju i podeszła do okna przy którym spał.
Cicho postawiła swoją torbę na parapecie obok i pocałowała go w czoło,
dokładniej przykrywając go kocem, zapewne przyniesionym przez jedną z
pielęgniarek, która rano przechadzała się od sali do sali. Mimo tych wszystkich
opinii… W szpitalach też pracowali ludzie, którzy widzieli tyle cierpienia, jak
nikt inny.
Po chwili
przeniosła swój wzrok na łóżko i tą spokojną twarz Emiko. Spodziewała się, że
to będzie trudne, ale w końcu każdy będzie musiał się z tym pogodzić. Że to, co
było, już nie wróci. Że przeszłość pozostanie tylko przeszłością i niczym
więcej. Że ta dziewczyna wkrótce zajmie miejsce na cmentarzu obok swojej matki.
Ritsuko
głośniej przełknęła ślinę, czując, jak jakaś wielka gula utknęła jej w gardle.
Mimo, że niebieskooka była tylko siostrą jej chłopaka… To jednak się polubiły.
Utrzymywały ze sobą dobre relacje i świetnie bawiły się w swoim towarzystwie.
Choć, szczerze mówiąc, na samym początku obie były do siebie złowrogo
nastawione. I trwało to do czasu, póki jednak nie upiły się na wspólnym
sylwestrze w gronie znajomych. Po kilku ostrych słowach, wyznały, co leży im na
wątrobie. A później? Tylko śmiały się ze swojej głupoty i zostały kimś na
poziomie przyjaciółek, o co nie raz wkurzał się Tsuki. W końcu kto byłby
zadowolony, gdyby dwie bliskie mu osoby spiskowały ze sobą? Chyba nikt.
Po
dłuższej chwili zebrała śmieci, które zostawił po sobie Hei i wyrzuciła je do
kosza. Naprawdę chciała mu pomóc. Ale za nic nie wiedziała jak. Więc po prostu
była. Tak jak teraz. Starając się być jak najciszej, podeszła znów do niego i
usiadła na krześle obok. Tak jak zawsze. W końcu tylko tyle mogła robić.
Każdy
wiedział, jak kończy się odciągnięcie któregoś z braci dziewczyny, czy też
Feliksa, od tej sali. To było wręcz niemożliwe. I do tego każdy z nich obwiniał
się o ten wypadek, choć tak naprawdę nie była to niczyja wina. Szatynka
przymknęła powieki, czując, jak silne ramię ją obejmuje. Nawet nie wyobrażała
sobie, jak wielki ból chowa się w nich. Ile bólu w sobie noszą i wciąż odpychają
w najdalszy kąt umysłu myśl, że to już nie potrwa długo.
I tak
naprawdę każdy z nich ma rację. Bo przecież jutro, za tydzień, góra za miesiąc…
to łóżko będzie czekało na kogoś, komu może tym razem będzie mogło pomóc.
Przecież
jej życie z każdym dniem jest coraz bardziej sztuczne niż prawdziwe. Z każdą
chwilą coraz większą rolę odgrywają aparatury, które podtrzymują jej istnienie.
Więc co
by było, gdyby nagle to wszystko stanęło?
Gdyby zabrakło prądu?
Gdyby zabrakło prądu?
Gdyby…
gdyby ich ojciec podpisał zgodę na odłączenie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz